piątek, 10 lipca 2020

sezon lawendowy....

już za nami .
W tym roku był inny .Nie tylko ze względu na wirusa i zaostrzenia sanitarne.
Zainteresowanie lawendą mnie zaskoczyło .
Było mnóstwo sesji zdjęciowych w naszym ogrodzie , wiele ludzi mnie odwiedziło i nadal odwiedza , z jednych warsztatów wiankowych zrobiły się trzy .Dzwoniła prasa , było poznańskie radio ...
było cudnie , pachnąco, gwarno ,lawendowo .
Ale teraz siadłam totalnie .Mój organizm źle znosi stres i pospiech ,Hashimoto daje mocno o sobie znać i czekają mnie znowu badania i pielgrzymki po lekarzach .
Jakoś muszę przetrwać bo jeszcze trochę planów warsztatowych na wakacje mam.
A co będzie od września, czas pokarze, mam nadzieje,że moja Manufaktura przetrwa.


środa, 10 czerwca 2020

Na brak ......

deszczu w tym roku narzekać nie możemy.
Baliśmy się,że będzie susza a deszcz regularnie podlewa nam ogród .Oby latem było tak samo.
Ogród rozkwita kolorami a zielsko wszelakie rośnie na potęgę
Kolory cieszą oko i ... nos.Zakwitają róże które posadziłam rok temu .
Czarny bez odurza zapachem.Uwielbiam jego zapach . Co roku robię syrop z kwiatów dla zdrowotności no i na letnią lemoniadę .
Dzisiaj wybrałam się na okoliczne łąki nazbierać kwiatów i teraz się moczą w syropie .

Naiwnie myślałam ,że jak teraz nie mam warsztatów z dziećmi z powodu pandemii to jakoś więcej czasu będę mieć dla siebie .
Nic bardziej mylnego .
Praca w ogrodzie , w domu , sprzedaż przez internet ... to wszystko jest bardzo absorbujące .A do tego znowu zdrowie szwankuje od jakiegoś czasu .Niestety stres nie służy mojej tarczycy i hashimoto daje o sobie znać ze zdwojona siłą . Jestem zmęczona .
Ale jakoś trzeba przetrwać ten trudny czas. I zdrowotnie i finansowo .
Mam nadzieję ,że za rok będzie to tylko złym wspomnieniem.

Ogród jednak koi ...

I wielkimi krokami zbliża się sezon lawendowy .




niedziela, 24 maja 2020

Niedziela ....

piżamowa :)
Dawno takiej nie miałam .Nie wiem czy to ta pogoda czy dopiero teraz dopada mnie jakieś wiosenne przesilenie ale od trzech dni źle się czuję.Muszę iść na badania bo możliwe,że tarczyca znowu zaczyna szwankować i czas zmienić dawkę leku.
Moja Babcia Janka lubiła takie niedziele piżamowe , ubierała się dopiero wieczorem kiedy szła do kościoła .
Czasami trzeba sobie odpuścić i trochę poleniuchować.

Leci nam już trzeci rok w nowym miejscu i muszę tu wreszcie udokumentować powstanie mojego tarasu przy pracowni.
Ponieważ przyjmuję na warsztaty duże grupy dzieci zawsze martwię się czy będzie sprzyjać nam pogoda.Wiosną część warsztatów jest ogrodowa i gdyby padał deszcz to musieliśmy znaleźć miejsce gdzie będę mogła działać z pięćdziesiątką dzieci .
Siedząc pewnego dnia na leżaczkach pod czereśnią ( co rzadko nam się zdarza :) )powiedziałam do męża,że fajnie byłoby mieć jakieś zadaszenie przy pracowni w razie deszczu .

A mojemu mężowi dwa razy nie trzeba mówić :) W poniedziałek był telefon do tartaku no i się zaczęło budowanie .

Na początku było tylko zadaszenie a potem zrobił jeszcze podłogę z desek.

Teraz mam fajne miejsce gdzie nie tylko prowadzę warsztaty ale spędzam dużo czasu pracując no i miejsce gdzie mogłam umieścić moje starociowe znaleziska.

Lubię to miejsce .To taki mój wehikuł czasu gdzie pokazuję i opowiadam dzieciom jak kiedyś ludzie żyli na wsi i jakich przedmiotów używali .
A dorośli z sentymentem wspominają czas babek i prababek :)

Pogoda dzisiaj nie sprzyja siedzeniu w ogrodzie ...
teraz jest dobry czas na kawę i książkę :)










wtorek, 19 maja 2020

Juz fioletowo....

choć jeszcze nie lawendowo :)
Maj chyba od zawsze kojarzył mi się z bzem i konwaliami .
Lubię ładne zapachy a tym bardziej one cieszą kiedy można je zabrać z ogrodu do domu.
Trochę mam wrażenie ,że mało ostatnio mam czas cieszyć się tym zapachem w domu bo jednak większą część dnia spędzam na ogrodzie lub w pracowni.
Ale miło tak wypić poranną kawę .

Dwa lata temu przeczytałam w internecie,że można robić herbatkę z lilaka.
Sposób jest banalnie prosty.Zrywamy kwiatki , upychamy bardzo mocno w wyparzonym słoiku ,zakręcony słoik wstawiamy na cykl do zmywarki lub do nagrzanego piekarnika .Kwiatki ulegną zbązowieniu.Wysypujemy potem ze słoika ,suszymy rozłożone i gotowe.Ja często mieszam z innymi ziołami ,tak lubimy najbardziej.
Dzisiaj od rana źle się czułam więc żeby dnia nie zmarnować zerwałam bez ( to już ostatni dzwonek bo zaczął przekwitać) i usiałam z Kicią ,która mi wiernie towarzyszy ,na tarasie.

Z tak dużego kosza wyszedł pełen litrowy słoik ciasno upchany . Po wysuszeniu będzie tego spora ilość.

Lubie też kiedy ładnie wygląda na tarasie na którym pracuję .

A za miesiąc będzie już fioletowo od...lawendy :)
Nie mogę się już doczekać :)
Mam jeszcze sporo do zrobienia przed sezonem bo planuje dni otwarte w Manufakturze .
Oby zdrowie i siły dopisały .